
Usłyszałam głos mamy z drugiego pokoju " Włącz telewizor program o Indiach! ". W pośpiechu znalazłam pilota i zaczęłam szukać... program trwał ponad godzinę i opowiadał o życiu sadhu. Wędrowcach, ascetach hinduskich, dążących do absolutnego wyzwolenia. Często żyjących w ubóstwie w swoich społecznościach poddanych woli Guru.
" Palą haszysz, medytują, modlą się. Na dni i tygodnie wstrzymują pracę serca ".
" Nacinają własne ciała. Jedzą resztki z pogrzebowych stosów. W ludzkich czaszkach piją mocz. Czynią cuda. Są święci".
" Sadhu grzebie w tekturowym pudełku po butach „Baty”, pełnym glinianych, podłużnych, r ozszerzających się ku górze fajek - czilum. Ostukuje je, słucha dźwięku paznokcia drapiącego glinę. Wreszcie wybiera jedną. Odkłada na bok. Z innego pudełka wyciąga owinięty w papier gazetowy kawałek haszyszu(...)".
Sadhu jest nomadem. Nie ma nic. Całe życie poświęca temu, aby wyzwolić się z "mokshy", reinkarnacyjnego koła wcieleń, by stać się jednością z Bogiem. Jest martwy za życia, martwy dla rodziny i przyjaciół. Dla " Ja chcę" , " Ja mam". Żyje z tego co otrzyma od ludzi nie prosi o nic nie pożąda.
" W czasie swojej inicjacji sadhu przeżywa własną śmierć. Umiera. Rozumiesz? Świadomie umiera dla tego świata. Znaczy się go gorącym żelazem na rękach, dokonując symbolicznego aktu kremacji jego ciała".
Upalanie się :
Zawsze uśmiechnięci o trochę nieprzytomnych oczach. Jedni nadzy pokryci tylko popiołem inni ubrani w brązowe lub pomarańczowe szaty. Z długimi nie obcinanymi włosami lub całkiem łysi.
" Przez te 30 lat wiele lat spędziłem na umartwianiu się. Wielodniowych medytacjach, pozycjach jogi, głodówkach. Widziałem rzeczy, które wy, ludzie Zachodu, nazywacie cudami... Sadhu na kilka tygodni zakopywanych w ziemi bez powietrza, innych, żywiących się tylko wodą, albo tych, chodzących po wodzie i lewitujących... okaleczających się, jedzących ludzkie mięso i pijących mocz z ludzkich czaszek w czasie świętych ceremonii, widziałem chorych na trąd leczonych dotknięciem rąk, sparaliżowanych, chodzących po szamańskich zabiegach sadhu... I co? I nic... W rzeczywistości te cuda nie mają znaczenia. Są tylko zewnętrznym znakiem mocy tych ludzi... Czym jest ta moc? To Bóg. Sadhu są tymi, którym udało się zrealizować w sobie rzeczywistość boską. Są bogami... Sterują swoimi funkcjami biologicznymi, potrafią przestać oddychać, zatrzymać pracę serca. Kierują swoimi emocjami. Uczuciami. Myślami... Czasem. Przyszłością. Teraźniejszością"- Chandru Baba- Sadhu.
Sadhu ( i nie tylko ) wierzą, że krowa jest świętym zwierzęciem. Zatem wszystko co z niej wychodzi też...to nie śmierdzi tylko pachnie... W programie widziałam jak mieszkańcy wioski przynosili krowie odchody sadhu aby "oblepił nimi " miejsce na ogień. Ma to przynieść pomyślność i pomoc w medytacji oraz jodze...
Dla mnie są oni fascynujący...widząc ich całe tłumy zjednoczone ze sobą...można odzyskać wiarę...nie tylko w bogów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz