niedziela, 20 listopada 2011

Indie bez Indii ...

Film " Jedz, módl się, kochaj" miał z założenia bardzo mi się podobać. Zmusiłam do jego oglądania mojego M, gdyż byłam święcie przekonana że to dobry film. Nie zraził mnie czas trwania bo przecież nie jedna bollywoodzka produkcja trwa dłużej. Oglądaliśmy więc popijając procenty. Teraz myślę, ze gdyby nie te procenty film okazał by się znacznie gorszy- o ile jeszcze bardziej może. A dlaczego o nim piszę skoro to nie film produkcji indyjskiej? Otóż główna bohaterka Liz rozstaje się z mężem i w ramach terapii po rozwodzie wyrusza w podróż po świecie. Trafia do Indii...i to był główny powód dla, którego chciałam ten film zobaczyć. Jednak najpierw spędza jakiś czas we Włoszech. Byłam zachwycona krajobrazem włoskich ulic i tym bardziej z niecierpliwością czekałam na część z Indii. Po ok godzinie filmu kiedy już lekko przysypiałam bo akcji żadnej... wreszcie wsiadła w taksówkę i... No właśnie i nic! Żadnych widoków, żadnych zabytków ( nawet Taj Mahal-u)...tylko ona w taksówce i chmara dzieci biegnąca wokoło. Czas spędzony w Indiach strasznie się dłużył, nic innego nie było pokazane prócz modlitwy i medytacji w jakiejś sekcie z Guru Geeta na czele. A przecież tyle jest do zobaczenia, do zjedzenia, poznania. Indie to nie tylko medytacje ale przede wszystkim wspaniałe budowle. Przeszło mi nawet przez głowę, że może ekipa filmowa wcale nie była w Indiach, gdyż jest to dla mnie nie zrozumiałe jak można w taki sposób pokazać kraj, który ma tyle do zaoferowania turyście. Wielkie rozczarowanie i kompletna pomyłka. Po Indiach trafia na Bali gdzie przychodzi miłość...i ten wypucowany goguś z hiszpańskim akcentem. Szkoda czasu na ten film, naprawdę. Lepiej obejrzeć np: " Przyczajony Tygrys ukryty Smok" ;D Wiem, wiem inna kultura ale jakże cudowny film! ;D

1 komentarz:

  1. Zgadzam się! Nudny, przewidywalny... Książka trochę lepsza, ale dupy nie urywa ;) Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń