W wywiadzie, który ukazał się w Gazecie Wyborczej (24-25.08.2013) urodzony w Bombaju pisarz Salman Rushdie skomentował sytuację w Indiach. Wprowadzenie dziennikarza: W ostatnich miesiącach oczy świata zwrócone były na Indie z powodu gwałtów, do których doszło na ulicach New Delhi. W jednym z polskich tygodników przeczytałem, że to co się wydarzyło jest wynikiem szybkiego i niezrównoważonego rozwoju, społecznego rozdarcia.
Salman Rushdie:
Absolutnie się z tym nie zgadzam. Co bardziej konserwatywni politycy indyjscy twierdzą, że to zjawisko ogranicza się do miast - ich szybki rozwój sprawił, że stały się bardziej zachodnie, co doprowadziło do takich wynaturzeń. Tymczasem w położonych na odległej prowincji wioskach, w których żyje ponad dwie trzecie ludności Indii, dochodzi do ogromnej przemocy. Ataki na kobiety zdarzają się tam częściej niż w miastach, tyle, że dopuszczają się ich z reguły wujowie, ojcowie, dziadkowie. Ludzie unikają tego tematu, nie chcą tego dostrzegać. Często nie robi się nic, aby osądzić sprawców, czasami poszkodowana kobieta otrzymuje w ramach rekompensaty jakieś liche pieniądze. Nierzadko to kobietę obarcza się odpowiedzialnością za tę przemoc. Wydaje mi się, że gwałt, do którego doszło w styczniu w Delhi, przeraził wielu ludzi. Tyle, że różnił się od innych, bo dziewczyna nie była znana napastnikom - osaczyli ją w autobusie, potem brutalnie zgwałcili. Często sprawcami gwałtów są osoby z najbliższego kręgu ofiary. I to jest rzeczywisty problem - jak zmienić relacje seksualne w indyjskiej rodzinie. Indie potrzebują głębokiej zmiany we wzajemnym myśleniu o sobie kobiet i mężczyzn. I wielkiej debaty na temat zła wynikającego z tego, jak indyjscy mężczyźni - a przynajmniej wielu z nich - myślą o kobietach i jak je wskutek tego traktują. Ta debata jeszcze się nie zaczęła.
Salman Rushdie w Indiach. [źródło] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz