czwartek, 10 kwietnia 2014
Wiatrem Twego tchnienia, jak latawiec niesione me serce
Om Shanti Om w wersji dvd box dostałam od Sis na Gwiazdkę w czasach, kiedy SRK był najlepszy. Pudełko zawierało pełną wersję filmu + dodatki z planu filmowego. Plakat z nagim torsem ShahRukha wisiał w moim pokoju ;) Od tamtego czasu minęły już ponad 4 lata, jak wiadomo wspomniany aktor nie przysparza już takich emocji a i plakat został dawno zdjęty.
Wczoraj postanowiłam ponownie powrócić do świata Oma i Shanti. Nie spodziewałam się, że mimo bardzo dobrej znajomości filmu przyprawi mnie on o gęsią skórkę. Nie mówiąc o łzach, które pojawiały się co jakiś czas samoistnie...
Jak wiadomo, przynajmniej niektórym film opowiada historię mężczyzny, który zakochuje się w popularnej i pięknej gwieździe kina lat 6o-siątych. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że miłość Oma nie jest miłością platoniczną...przez pewien moment filmu istnieje malutka szansa na jego szczęście, zniweczona niestety przez goryli czarnego charakteru. Oglądając te scenę można poczuć rozczarowanie, że mimo wszystko nie udało jej się uratować jak to zwykle powinno bywać w filmach Bollywood. Gdyby jednak tak się stało film straciłby sens...i tę niezwykłą magię, którą niewątpliwie posiada. Shanti pozostaje największą miłością Oma, na początku filmu widzimy jak przemawia do wielkiego plakatu, jak płacze dowiedziawszy się, że na zawsze jego marzenia zostały pogrzebane.
Jednak nie wszystko stracone! Dostaje drugą szansę, życie zatacza koło i Om budzi się w wielkim okrągłym łóżku rodem z filmów Yasha Chopry. Charakter Oma się zmienia, gdy do głosu dochodzą wspomnienia z jego wcześniejszego życia, matka i Papu (cudowny, zawsze uwielbiany!) na nowo stają się częścią jego życia. Wszyscy wiemy co dzieje się później (zakładam, że film jest na tyle znany, że większość już go widziała). Fantastyczne piosenki, kolory i słodka zemsta. Nie sądziłam, że film poruszy mnie tak bardzo, a jednak okazało się, że SRK nie stracił nic ze swej magii i talentu - przynajmniej jako Om. Historia tej miłości jest tragiczna, ale daje nadzieję, że jeszcze wszystko może się odmienić, że nie zawsze musi być źle. Że każdy zasługuje na drugą szansę... Reinkarnacja jest czymś w co bez przeszkód mogłabym uwierzyć, czymś w co wierze.
M. powtarza, że we wcześniejszym życiu na pewno byłam hinduską... a jak będzie w przyszłym? To się okaże.
W każdym razie, film niesamowity, ciepły i mądry - do obejrzenia nie tylko dla miłośników gatunku :) Polecam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz