środa, 14 maja 2014

Czerwona Brygada


W zaniedbanej dzielnicy na przedmieściach Lucknow, stolicy jednego z najbiedniejszych i najbardziej konserwatywnych stanów Indii - Uttar Pradesh, na ulicach można zobaczyć grupki nastolatek. Przemierzają ulice, ubrane w charakterystyczne, czerwono-czarne stroje.
Induski mają dość przemocy seksualnej! 
To patrole indyjskich "Czerwonych Brygad", dziewcząt, które patrolują ulice, żeby uchronić kobiety przed gwałtem albo molestowaniem seksualnym.
Ich motywacja jest oczywista: każda z nich padła ofiarą jakiegoś rodzaju przemocy seksualnej. Niektóre zostały nawet zgwałcone przez członków własnej rodziny. W większości przypadków przestępcy pozostają bezkarni, a ofiary cierpią w milczeniu i wstydzie. Dziewczyny z "Czerwonych Brygad" mówią, że zostały zmuszone do działania, bo nikt inny za nie tego nie zrobi. Większość kobiet w Indiach przeżyła jakąś formę molestowania seksualnego. A w Indiach ofiara gwałtu, jeśli nawet zgłosi przestępstwo, do końca życia nosi hańbiące piętno. Po brutalnym, zbiorowym gwałcie do którego doszło w ubiegłym roku na 23-letniej studentce protestujący domagali się  zaostrzenia przepisów dotyczących przestępstw seksualnych oraz zmiany postaw wobec kobiet.
Władze zareagowały - postanowiono zatrudnić w policji więcej kobiet (obecnie tylko 7 procent funkcjonariuszy stanowią kobiety) i zaostrzyć przepisy. Mimo to Indiami wciąż wstrząsają nowe doniesienia o brutalnych gwałtach na miejscowych kobietach, turystkach czy nawet dzieciach - takie jak to o zgwałceniu siedmioletniej dziewczynki w toalecie w pociągu.
Dlatego też 26-letnia nauczycielka z Locknow, Usha Vishwakarma, która sama padła ofiarą molestowania ze strony kolegi z pracy, postanowiła zacząć działać. Jej udało się obronić, ale gdy zgłosiła sprawę na policji, została zupełnie zlekceważona.  Ostatecznym bodźcem okazała się historia jej 11-letniej uczennicy, która została zgwałcona przez swojego wuja. Na domiar złego Usha Vishwakarma dowiedziała się, że wszystkie jej uczennice doświadczyły jakiejś formy przemocy - od sprośnych uwag i zaczepek po molestowanie i gwałty.  Wtedy nauczycielka zdecydowała, że dziewczęta muszą się wyrwać z cichej zmowy milczenia. I muszą się bronić. 
W zakurzonej siłowni na obrzeżach miasta 15 dziewcząt na wytartych matach trenuje kung-fu. Z plakatów na odrapanych ścianach patrzy na nie legendarny Bruce Lee, a trener, Gyan, uczy je za darmo.
- Robię to dla mojej córki - podkreśla. - Te dziewczyny są odważne, podziwiam je za to.
Po skończonym treningu dziewczyny pokornie kłaniają się trenerowi. Nauczyły się kierować swój gniew przeciwko temu, co się dzieje na ulicach.
Same nastolatki mówią, że to nie tylko kung-fu buduje ich pewność siebie. Według nich, to grupa pomaga im w kwestii płci, seksualności i zdrowia.
Kilka godzin po treningu dziewczyny wzięły udział w proteście na jednej z ruchliwych ulic Lucknow. Prowadzone przez nauczycielkę, Ushę Vishwakarma, trzymały w rękach plakaty z napisami w hindi i po angielsku, z hasłami domagającymi się poszanowania kobiet i surowych kar dla gwałcicieli.
Potem, w grupkach po pięć, pójdą na patrol. Jeśli zauważą, że mężczyźni nękają jakąś kobietę - reagują. Jeśli sprawca nie posłucha ich ostrzeżeń - uciekną się do przemocy. Ale to zdarza się rzadko. Usha Vishwakarma podkreśla, że najbardziej skuteczną metodą jest wyśmianie agresora. To w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie jest dla niego najbardziej upokarzające.

źródło: CNN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz