Film „The Lunchbox” to opowieść o ludziach, którym wydaje
się, iż monotonia dnia codziennego wyssała ich, niczym usta Indusa wypijają
bang na święto holi - że nic dobrego już nie może ich spotkać, a świat o nich
zapomniał - dla których życie jest swoistym więzieniem.
Akcja filmu rozpoczyna się w momencie, w którym młoda
kobieta pragnąc ratować rozpadające się małżeństwo postanawia wprowadzić trochę
koloru do swojego bezbarwnego związku. Zgodnie z maksymą „przez żołądek do
serca” zaczyna gotować mężowi zupełnie nowe, dotychczas nieprzyrządzane mu potrawy.
Ma nadzieję, że w ten sposób zwróci jego uwagę, że perfekcja z jaką będą
przygotowane, smak i aromat zadziałają pozytywnie na męża, a co za tym idzie na
ich wspólne pożycie. Liczy na to, że powróci dawna fascynacja i miłość.
Jednak przez pomyłkę menażki z jedzeniem zamiast do rąk męża
trafiają na biurko pewnego samotnika w średnim wieku, chcącego przejść na
wcześniejszą emeryturę. I w ten właśnie sposób dla obojga zaczyna się nowy,
zupełnie nieoczekiwany etap. Z biegiem czasu liściki w menażkach są coraz
dłuższe, wyznania coraz bardziej intymne. I chęć spotkania coraz większa…
W moim odczuciu jest to film przede wszystkim o człowieku, o
tym co nosi w sobie; o jego lękach i obawach, o tym czego pragnie, co stracił i
o czym boi się mówić głośno; O monotonii dnia codziennego i niespełnionych,
zawiedzionych nadziejach. O tym jak łatwo można wpaść w pułapkę codzienności, a
jak trudno się z niej wydostać, lecz przede wszystkim wyziera tu obraz człowieka
potrzebującego przy sobie kogoś bliskiego sercu…
Nie można pominąć jednego z głównych bohaterów filmu, który
spaja drogi spragnionych miłości ludzi, a widzom przed ekranem drażni
ślinianki. Tak, mam tu na myśli jedzenie, które po prostu wygląda pięknie! Jeżeli
zamierzacie więc rozpocząć seans, to upewnijcie się, że jesteście najedzeni, w
przeciwnym razie gwarantuję wizytę w kuchni.
Polecam wszystkim [nie tylko] miłośnikom indyjskiej
kinematografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz