Miasto położone w Północnych Indiach, w stanie Uttar Pradesh. Według podań zostało założone przez boga Śiwę, choć dokładnie nie jest znana data powstania, to przyjmuję się umownie, że miało to miejsce około 3000 lat temu.
„Miasto pławi się w harmidrze i dusi nagrzanym powietrzem (…). Na
dachach wokół toczy się życie. Jakaś rodzina urządza sobie piknik. Gdzieś za
rogiem kilku chłopców puszcza latawce, na niebie kawałki kolorowego plastiku
mieszają się ze stadami gołębi, trudno odróżnić co jest latawcem, a co ptakiem”.
Obecna nazwa miasta pochodzi od starożytnej
nazwy miasta niegdyś leżącego pomiędzy rzekami Waruna i Assi. Każdego roku Waranasi jest odwiedzane przez
miliony wiernych i zagranicznych turystów, dla których bez wątpienia największą
atrakcją są ghaty- schody do rzeki.
Są to szerokie betonowe schody
pełniące funkcję swego rodzaju wrót otwierających Waranasi na świętą rzekę
Ganges. Hindusi wierzą, że kąpiel i kremacja w takim miejscu zapewni im
gwarancję na lepsze miejsce w odwiecznym cyklu narodzin i śmierci. Niedaleko
betonowych stopni można zobaczyć piętrzące się świątynie, restauracje czy
hotele, ale również domy pogrzebowe i hospicja, gdzie swoich ostatnich dni
dożywają ci, którzy chcąc zaoszczędzić rodzinie kłopotu i niewątpliwie sporych kosztów
transportu, przeprowadzają się tutaj z całych Indii. W całym Waranasi jest
ponad 80 ghatów – największy Daśaśwamedh to centrum starego miasta.
" Stąd można złapać rikszę na dworzec kolejowy, wymienić pieniądze,
umówić się na rejs łódką po Gangesie. A także kupić najlepszy w całych Indiach
paan. To ziarenka orzecha areka zawinięte w liść betelu, wysmarowane pastą z
kardamonu, anyżku, kokosa, a także jadalną kredą. W Waranasi paan jest
wszechobecny, ślady w postaci krwawoczerwonych plwocin po jego żuciu widać na
każdym kroku”.
O świcie zaspani mężczyźni
zanurzają się w chłodnej wodzie, licząc na odpuszczenie grzechów. Zgodnie z
tradycją powinni obmyć się w pięciu głównych ghatach: Dasaswamedh, Asi,
Abarnasangam, Manikarnika, Panchaganga. Manikarnika
jest jedną z najważniejszą z ghat całopalny w Indiach. Każdego dnia bowiem
płonie tam od 200 do 300 ciał. Chociaż w mieście jest jeszcze jedna spalarnia
ciał dużo czystsza i tańsza, to dla konserwatywnego hindusa przebywanie w takim
miejscu oznacza jedno, złą karmę.
„ Przed kremacją męscy krewni zmarłego golą głowy, wyciszają się. Inni
wraz z obsługą spalarni przygotowują stos. Średnio do spalenia jednej osoby
potrzeba 250-300 kg drewna. Jego gatunek zależy od kasty i zamożności zmarłego.
Od tego zależy też cena. Za najlichsze szczapy trzeba zapłacić minimum 1,5 tys. rupii, zwykle jednak dwa razy
więcej. Nawet ci, których nie stać na lepsze gatunki starają się posypać stos
choćby opiłkami szlachetnego drzewa sandałowego”.
Mniej więcej koło dziesiątej rano
w tym miejscu jest już masa ludzi, pracze rozwieszający swoje pranie na murach,
rozkładający krowie łajno producenci ekologicznego opału, czy też chłopcy grający
po prostu w krykieta. Życie toczy się
swoim codziennym rytmem.
„Waranasi to Ganga, a Ganga to Waranasi. Bez świętej rzeki byśmy nie
istnieli”.
Źródło: National Geographic Traveler nr 03. 2019. Wrota do życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz