piątek, 8 kwietnia 2011
Dni Indyjsko- Tybetańskie
Emocje opadły więc można na chłodno opisać przebieg wydarzenia które miało miejsce w Poznaniu 2 i 3 kwietnia. Gdybym napisała post zaraz po przybyciu to na pewno nie byłoby w nim nic pozytywnego. Hm...ale może od początku. Najpierw program dni:
- wykłady na temat indyjskich języków i kina
- pokazy zdjęć z Indii
- pokaz tańca bollywoodzkiego
- pokaz i warsztaty jogi
- malowanie dłoni henną
- warsztaty kaligrafii i wiązania sari
- degustacja indyjskich przekąsek
Organizatorzy czyli studenci Indologii UAM nie popisali się...oczywiście takie są moje odczucia bo z tego co wyczytałam na forum Bollywood.pl ludzie są zachwyceni. Dzięki uprzejmości mojej didi mogłam jej siedzieć na głowie aż do poniedziałku dzięki czemu miałam możliwość uczestniczenia w całym sobotnim indyjskim dniu. Siedziba muzeum podobała mi się, klimat lekko przypominał Indie, śmieszne wydało mi się odprawianie pudźy do Hanumana skoro na ołtarzu widniał wizerunek Saraswatii. Didi szepnęła mi na ucho - " Może nie mieli obrazka"...No, dobrze może nie mieli ale dlaczego w takim razie bóg małpa musiał być przywoływany? Zagadka nie rozwikłana do dziś.
Nadrobili jednak spontanicznością i tańcem Bollywood a właściwie nauką tańca w której brał udział jedyny pan :D Tańczący moim zdaniem najlepiej ze wszystkich uczących się. Według programu wykłady miały trwać do 30 minut. Jeden z pierwszych o języku hindi trwał może 10. Nie dowiedziałam się niczego czego bym nie wiedziała a szkoda bo wydawałoby się że studenci drugiego i trzeciego roku powinni wiedzieć więcej. Poza tym przerwy między poszczególnymi warsztatami lub wykładami były dłuższe niż przewidywał organizator. W czasie jednej z takich przerw pomalowałam sobie dłoń henną a w zasadzie nie ja tylko jakaś studentka. Może i się nie znam ale henna nie powinna chyba odpadać po kilku godzinach od nałożenia? Nie powinna być nakładana taką grubą warstwą... No, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Szczerze mówiąc bardziej zaciekawiła mnie gazeta w którą dziewczyna w sari wycierała swoje narzędzie pracy. Zobaczyłam na niej " znaczki" hindi i przez głowę przeszło- " Czy nie można było użyć Wyborczej?" Jako miłośniczka wszystkiego co indyjskie nie mogłam na to patrzeć. Ale dość narzekania czas na pozytywy :) Pokaz przypraw z Indii, bardzo interesujący. Zapach asafetidy niezapomniany. Przedstawienie From English to Hinglish nad wyraz prawdziwe ;) Powiedziałabym nawet że trochę wyjęte ze szklanego ekranu. W każdym razie Hinglish rozumiem świetnie :) I to specyficzne poczucie humoru...nic dodać nic ująć. Wykład na temat świąt uzmysłowił mi że nie wiem wszystkiego i tu byłam mile zaskoczona bo wreszcie mogłam się czegoś dowiedzieć. Ale o tym czego się dowiedziałam w późniejszych postach. Jednak najbardziej przypadła mi do gustu pani opowiadająca o sadhu i święcie Kumbhamela. Wiedziała o czym mówi bo sama była świadkiem wejścia sadhu do Gangesu. Lepiej słucha się kogoś kto był na miejscu niż kogoś kto zna tylko suche fakty. Nie mogło oczywiście zabraknąć wzmianki o kinie. Bollywood rządzi ! :) SRK obecny na ekranie we fragmentach filmów, młody Big B. Wywołali salwy śmiechu na sali, i tu oberwie się didi która śmiała się najgłośniej z przeszczepu oczu :D
Od razu widać kto ogląda a kto nie... W każdym razie wykład był interesujący i ożywiający. Miło było popatrzeć na Dar- De Disco :) Oczywiście nie wtajemniczeni w fabułę filmu nie mogli zrozumieć dlaczego ShahRukh nie ma koszuli i jest tak nawoskowany. Jednak świadomość tego że są ludzie podobni do ciebie, mający te same pasje, odczuwający podobnie daje siłę do tego aby nie wątpić i mimo krytyki nieraz przecież bardzo licznej tkwić przy swoim.
Nie mogę nie wspomnieć o książce Suketu Mehty "Maximum city Bombaj"- były czytane fragmenty i pokazywane zdjęcia z Mumbaiu...Mumbai motyw przewodni dnia :)
Dzień zakończył się średnio miłą wizytą w klubie Shivaz gdzie zaraz nad barem umieszczone zostało zdjęcie Aish z filmu " Devdas" owszem ładne...ale tylko zdjęcie. Jak dla mnie klub nie ma klimatu Indii za grosz. Wszystko jest tak dobrane, aż za bardzo. Na telebimie zamiast pląsów Bollywood można było zobaczyć czarnoskórych raperów...no zgroza. Został jeszcze konkurs wiedzy o Indiach... który przeprowadzony był głównie w gronie samych studentów. Na forum wyczytałam że oprócz mnie mojej didi i jej przyjaciółki była jedna osoba z zewnątrz... Pytanie o markę samochodu sprawiło że straciłam jeden punkt co wiązało się z dyskwalifikacją.
Tak zakończył się dzień indyjski a zaczęło się " nocne życie " Ezoterycznego miasta :)
O mojej wizycie w fantastycznej TAJ INDIA opowiem kiedy indziej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń