Ludzie powiadają, że wiele, bardzo wiele lat temu, zanim wybudowano świątynię Kaweri, kiedy potężne leśne drzewa kuliły się jeszcze w uśpionych nasionach, wybuchła wielka wojna. Toczono ją o córkę króla, najpiękniejszą księżniczkę jaką kiedykolwiek widziano. Trwała wojna, jakiej nikt z nas nigdy nie zaznał. Gdy dobiegła końca nasi bohaterowie leżeli w bez ruchu na polu bitwy z oczami utkwionymi w niebo, a nasze królowe zniknęły w dymie. Powiadają, że ci nieliczni z pośród nas, którzy przeżyli, uciekli zostawiając za sobą skały i złote piaski splamione grabieżą i padliną. A gdy odeszli, rozległo się nieziemskie westchnienie niczym powiew zimnego wiatru. Przemierzyło całe pole bitwy i omiotło tlące się ruiny fortu, a niebo poszarzało od chmury dymu. Była to długa podróż, wzdłuż rzek, przez równiny i parujące dżungle, wiecznie ocienione płaczącymi chmurami, aż w końcu zatrzymali się zdumieni. przed ich oczami rozciągała się piękna kraina. Pełna połyskującej wody i cienistych wzgórz, płynąca owocami, mlekiem i miodem. stali zachwyceni i nagle ukazała im się dziewica. "Stójcie", powiedziała, a jej głos był jak szemranie strumyka. Oznajmiła, że ma na imię Kaweri i że opiekuje się tymi wzgórzami. Nikt nie przejdzie bez jej pozwolenia. Potem wysłuchała ich opowieści o straszliwej wojnie i przechyliła głowę a pukle jej włosów spłynęły niczym woda. "Możecie tu zostać - powiedziała - na tej niezrównanej ziemi, ale najpierw musicie mi coś obiecać. Co roku, kiedy ponownie wyłonię się na ten świat z góry Bhagamandala, musicie mnie powitać. Wrzućcie do moich wód kwiaty i kokosy, a w zamian na zawsze oddam wam tę ziemię. Będę płynęła przez wasze osady rzekami pełnymi słodkich ryb i tłustych czarnych krabów. Będę nawadniała wasze pola, wypełniając je strumykami i kałużami, które ugoszczą wdzięczne białoskrzydłe ptaki z waszej ojczyzny. Będę zbiegać z tych wzgórz tysiącem wodospadów i pilnować by w lasach zawsze roiło się od zwierzyny".
Nasi przodkowie obiecali pięknej dziewicy, że uczynią jak powiedziała. Uśmiechnęła się, a jej uśmiech był jak słońce świecące z głębi strumienia. "Bądźcie błogosławioną rasą - powiedziała. - Rasą podobną do perły, rasą dzielnych mężczyzn i honorowych kobiet. Niech na waszych polach zawsze dojrzewa ziarno, niech wasze kwiaty nieustanie kwitną". Spojrzała na nich. "Dlaczego jesteście tacy smutni?" i wtedy opowiedzieli jej o zmarłych, o tych wszystkich, których zostawili za sobą. Spojrzała na nich czule oczami które miały barwę ocienionej sadzawki w dżungli. Wskazała palcem niebo i między chmurami błysnął piorun. "Wasi wirowie będą żyć dalej. W niebie. W wieczornych mgłach. W cieniach za drzewami. Wasi przodkowie - pobłogosławiła - już zawszę będą się wami opiekować". Jej słowom towarzyszyło długie westchnienie przypominające powiew bryzy. Chmury nad głowami naszych przodków się rozstąpiły i w koronach drzew przemknęły cienie. Liście na drzewach zaszeleściły, choć nie było wiatru, a potem zaszeleściły jeszcze raz i zapadła cisza. Kiedy się odwrócili, dziewica zniknęła. Nasi przodkowie osiedli tutaj, w tej krainie połyskliwych wód i otwartego nieba. Ludzie mawiają, że czasami, kiedy rozstępują się chmury i deszcz spada niczym srebro, wirowie wychodzą z cieni by znowu zapuścić pośród nas korzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz