niedziela, 16 grudnia 2012

Bollywood - indyjski sen

 Ojcem indyjskiej kinematografii był Dhundiraj Govind Phalke (1870-1944) zwany Dadasahab, twórca filmów niemych-pierwszego długo metrażowego filmu indyjskiego. Jego premiera miała miejsce 3 maja 1913 roku. 
 Nie umiał się odnaleźć w dobie dźwięku- odszedł zapomniany. 
 Bollywood to nazwa przemysłu filmowego utworzona w latach 70-siątych ze zbitki słów Hollywood i Bombaj. 
 W Indiach produkuje się najwięcej filmów na świecie. ok 800 rocznie, a Mumbai to największe miasto filmowe. Produkcję prowadzi się w większości stanów w językach regionalnych, w samym Mumbaiu kreci się ok. 150 filmów rocznie dla wyznawców hinduizmu w języku hindi. W Bollywood można się albo zakochać, albo go nienawidzić nie istnieje nic pomiędzy.

" Nie lubię realizmu. Realizm mam na ulicy. Film to powinno być coś, co pozwoli na kilka godzin z tej rzeczywistości uciec". - Kajol

Indusi oglądają głównie rodzime produkcje, jednym z filmów Hollywood, któremu udało się załapać do dziesiątki przebojów wszech czasów był Titanic.
  
" Tylko kino przynosi nam ulgę, to najważniejsza rzecz w kraju"- ShahRukh Khan

W Europie panuje powszechne przekonanie, że taki film to nic innego jak tandeta i banał ładnie opakowana. Zawsze szczęśliwe zakończenie, piosenki, przepych i miłość. Filmy te jednak mają jeden cel- doprowadzić do tego, aby widz zapomniał na te trzy godziny o ponurej rzeczywistości jaka panuje na ulicy. Nawet te najsłabsze produkcje są oglądane, gdyż można się dzięki nim oderwać, zapomnieć... To tak naprawdę jedyna forma rozrywki na,którą może sobie pozwolić nawet uboga rodzina. 
Przeciętny europejczyk nie jest w stanie zrozumieć, że główny bohater zawsze wygrywa, nawet jeżeli zostanie zastrzelony to wstaje i ostatkiem sił naciera na napastnika... Operacja oczu zawsze się powiedzie... Jednak coraz częściej niestety widać w indyjskim kinie wpływ zachodu, co uważam wcale nie jest dobre. Filmy stają się krótsze a i piosenki nie są już takie jak kiedyś. Odstępuje się od erotyzmu pokazanego poprzez sceny w deszczu a zaczyna się kręcić sceny łóżkowe na wzór amerykańskich produkcji. A przecież to jest coś oryginalnego, niepowtarzalnego, coś co powinno się pielęgnować... Miłość w piosenkach, taniec w szwajcarskich górach, playback głównych bohaterów są wizytówką tego kina, jego największym skarbem. Szkoda by było o tym zapomnieć... 




piątek, 14 grudnia 2012

Ravi Shankar (1920-2012)

Premier Indii Manmohan Singh powiedział o nim: Był naszym narodowym skarbem i światowym ambasadorem indyjskiej tradycji. Ravi Shankar - bo o nim mowa - odszedł 11 grudnia. 
Ravi Shankar przyszedł na świat w artystycznej rodzinie a pierwsze kroki na scenie stawiał w tanecznej trupie, kierowanej przez swojego brata. Pod koniec lat 30. zajął się studiami nad tradycyjną muzyką Indii oraz grą na sitarze. Poza tym, że komponował, był też dyrektorem muzycznym rozgłośni All India. 
Jego światowa kariera mogła się rozwinąć dzięki dwóm spotkaniom. Pierwsze - ze skrzypkiem Yehudi Manuhin'em, który w latach 50. występował w Indiach. Słynny muzyk trafił na domowy koncert Ravi'ego a rozmowy zaowocowały długoletnią współpracą i szeregiem wspólnych płyt. To spotkanie ośmieliło Shankara, by spróbować swych sił poza Indiami. Wizytował Europę i Stany Zjednoczone, podpisując kontrakty z tamtejszymi wytwórniami. I doszło wkrótce do kolejnego znaczącego spotkania. Shankar podczas przyjęcia w Los Angeles spotkał Georga'a Harrisona (The Beatles). Od tego momentu Ravi Shankar stał się gwiazdą popkultury. Żartował: Jeśli ktoś chce mówić, że to Harrison dał mi popularność, to jest w tym sporo prawdy. W 1967 roku muzyk wystąpił na hipisowskim festiwalu Monterey Pop Festival (dwa lata później na festiwalu Woodstock), a koncert ten stał się początkiem recepcji muzyki hinduskiej w zachodnich społeczeństwach. Shankar zamieszkał ostatecznie w Kalifornii, wykładał teorię muzyki hinduskiej i nagrywał z muzykami światowej sławy, stając się prekursorem world music. Był autorem muzyki do filmu Ghandhi. Koncertował niemal do końca życia.

tekst na podstawie: Robert Sankowski, Ravi Shankar nie żyje, Gazeta Wyborcza, 13-12-2012, nr 291, s. 12]



niedziela, 9 grudnia 2012

Zuchwalec zabiera swoją narzeczoną

Postanowiłam wrócić do bardzo dawno nie oglądanego filmu z moim niegdyś ulubionym duetem. Oglądałam ten film cztery lata temu, wtedy inaczej patrzyłam na pewne rzeczy, a moja przygoda z indyjskim kinem dopiero się zaczynała. Usiadłam więc z psem i włączyłam egzemplarz o ile dobrze pamiętam z "Pani Domu" ;) Pies znudził się dość szybko, ja wytrwałam do końca. Mogłoby się wydawać to nie łatwe, gdyż film trwa trzy godziny... jednak nie odczułam zupełnie upływającego czasu. Historia przystojnego Raja - lekkoducha rozpieszczonego przez ojca oraz nieśmiałej i posłusznej rodzinie Simran pochłonęła mnie bez reszty.
"Dilwale Dulhania Le Jayenge"- to wielki bollywoodzki przebój i klasyk, nieprzerwanie grany w indyjskich kinach od 1995 roku. 
Raj i Simran to młodzi Indusi mieszkający w Londynie. Wspólny wyjazd do Europy staje się początkiem wielkiej przygody i nieodwracalnych zmian w życiu bohaterów. Miesiąc spędzony razem owocuje szaloną miłością. Simran mimo świadomości rychłego zamążpójścia zakochuje się w Raju, który ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu odwzajemnia uczucie. Jednak podróż po Europie kończy się i trzeba wracać do rzeczywistości. Dziewczyna posłusznie gra rolę dobrej córki, a uczucia swoje wyjawia tylko matce, która zaniepokojona przedstawia córce obraz indyjskiej kobiety wiecznie posłusznej mężowi czy ojcu, nie mającej prawa do szczęścia.

"Jesteśmy po to aby dawać szczęście mężczyznom i poświęcać własne, nigdy nie bywa odwrotnie". 

Ojciec dowiaduje się o uczuciu córki i wywozi ją do Indii na aranżowany ślub. Raj w tym czasie wzdycha do ukochanej i postanawia zrobić wszystko aby mogli być razem ;) Przyjeżdża do Indii aby nie dopuścić do ślubu...
Za drugim podejściem zauważyłam pewne perełki tego filmu, które wcześniej umknęły mojej uwadze. Humor, dobra muzyka, opowieść ponadczasowa :) Poza tym dało się zauważyć mnóstwo zapożyczeń do innych filmów. W końcu klasyk to klasyk ;) Piosenka, którą śpiewała rodzina pana młodego przy ognisku wykorzystana była w filmie " Nigdy nie mów żegnaj", na samym początku w scenie ślubu." Chalte Chalte" też wzięło coś dla siebie :) Film w pełni zasługuje na uznanie za jeden z najlepszych hitów Bollywood ;) Moja ocena to 9\10