wtorek, 4 maja 2010

Majowe " My name is Khan"


Udało się ! Szaruk na dużym ekranie robi piorunujące wrażenie! ;) Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów...nie było ulotek promujących film. Z didi obeszłyśmy całe kino i nic...hmmm. Plakat wisiał wprawdzie ale tylko jeden w dodatku gdzieś w kącie na samym końcu( chyba specjalnie żeby nie było widać...) Jednak dzięki towarzystwu didi zdołałam się powstrzymać od komentarzy- powiedzmy... Pan " urwał" :) bilety i weszłyśmy do sali. Czułam się bardzo podekscytowana, chyba nawet za bardzo bo to w końcu " zwykły film" . Sala była pusta i bałam się, że już tak zostanie. Na szczęście przyszło jeszcze kilka osób i po morzu reklam ujrzałam stopy Khana. Cóż ja mogę powiedzieć...po prostu rewelacyjny! Cudowny! Khan pokazał wszystkim, którzy się z niego naśmiewali, że jest bardzo dobrym aktorem. Nie trzeba wcale być fanem, żeby zrozumieć film. Żeby się spodobał. Może samej fabuły nie będę opowiadała bo myślę, iż sensu to nie ma gdyż wszyscy wiedzą o co chodzi. W końcu to głośny film o, którym ostatnio ciągle się mówi. Szaruk rozwalił mnie na łopatki swoją grą...poczuciem humoru i lekkością. Profesjonalizmem. Przez pierwszą część filmu bawił a potem wzruszał...tak- oczywiście nie mogło zabraknąć łez...przynajmniej moich. W pewnym momencie zniknęły mi z pola widzenia literki...Cóż...czekam tylko na wydanie dvd. I będę do tego filmu wracała wiele razy...
Żałuję tylko, że nie będę miała możliwości pójścia do kina raz jeszcze.

2 komentarze:

  1. Zgadzam się! Film był świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak film jest fantastyczny. Oglądałam go już chyba ze dwa razy, a może trzy? Film do którego chce się wracać.

    OdpowiedzUsuń