poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Made in Bangladesz



Jadąc pociągiem lub samochodem można czasami zaobserwować pasące się krowy. Ludzie najczęściej wychylają głowy za okno lub przyklejają nos do szyby a dzieci krzyczą " Krówka, krówka" Zazwyczaj taka krowa leży na trawie lub stoi mając ograniczone ruchy krótkim łańcuchem. Rzeczywistość wygląda jednak bardziej brutalnie, kawałki takiej " krówki" trafiają na talerz konsumenta, który nie zastanawia się co wkłada do ust a raczej kogo...Dlaczego o tym piszę, otóż wydawałoby się, że jest na świecie kraj gdzie krowa może w spokoju chodzić po ulicach i nie bać się że zostanie zjedzona. Indie...tak myślałam...pomyliłam się. Mimo, że traktowana jest jak bóstwo bo przecież święta narażona jest na niebezpieczeństwo...
W Indiach rozpowszechniony jest przemyt krów, politycy wolą o tym nie mówić i nie słyszeć...Udając, że nie ma problemu. Bangladesz zdominowany przez muzułmanów jest głównym odbiorcą mięsa. Nielegalny handel nasila się zwłaszcza podczas Święta Ofiar.
Oczywiście Indie zakazały eksportu bydła jednak władze nie zdołały się przeciwstawić dobrze działającym przemytnikom, którzy każdego roku ładują miliony sztuk zwierząt do pociągów i ciężarówek. Potem wstrzykują im środki pobudzające, żeby szybciej chodziły, i zmuszają do przeprawienia się przez rzekę. Na koniec nieszczęsne zwierzęta prowadzone są do ubojni tuż za granicą państwa.

" Sarvender Ghankar, 24-letni członek indyjskich służb granicznych, pokazuje ręką w kierunku Bangladeszu: granica dzieląca oba kraje znajduje się kilkaset metrów stąd, choć nie jest w żaden sposób zaznaczona. Miejscowi farmerzy przechodzą z jednej strony na drugą. Ghankar zapewnia jednak, że teren jest strzeżony niczym amerykańskie zapasy złota w Fort Knox.

– Kiedyś mieliśmy tu przemyt, ale teraz granica jest całkowicie zabezpieczona – mówi uzbrojony w półautomatyczny karabin funkcjonariusz. – Niedługo stanie nawet płot – dodaje.

Mieszkańcy gorącej, przygranicznej równiny Zachodniego Bengalu wiedzą jednak swoje.

– Przemyt kwitnie. Strażnicy w Indiach i Bangladeszu biorą łapówki za to, że odwracają wzrok – przekonuje 55-letni Yasin Mullah, sprzedawca z Murshidabadu, właściciel dwóch krów".

Szacuje się, że rocznie na drugą stronę granicy trafia 1,5 miliona krów wartych nawet 500 milionów dolarów. Z indyjskich zwierząt produkuje się połowę wołowiny spożywanej w Bangladeszu.

Może czas zastanowić się co jemy...? ... No, nie wszyscy oczywiście...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz