niedziela, 14 lipca 2013

I hate luv storys


Film wyprodukowany przez Karana Johara I HATE LUV STORYS  to komedia z romansem w tle. Młody i oczywiście przystojny J pracuje przy produkcji bollywoodzkich filmów o miłości. Razem z przyjacielem Kunalem tworzą zgrany duet bojkotujący romantyczną wizję miłości. Ich zdaniem miłość nie istnieje! Romans owszem, krótki i niezobowiązujący. Simran - młoda szefowa Jay'a jest jego całkowitym przeciwieństwem. Uwielbia swoją pracę, indyjskie kino oraz swojego narzeczonego Raja. Pokój ma urządzony jak dwunastolatka, ale nie czepiajmy się szczegółów... Oczywiście tych dwoje spotyka się niespodziewanie, a dzięki temu spotkaniu całkowicie odmienia się ich życie. 
Narzeczony noszący brzydkie koszule i dający wiecznie białe kwiaty przestaje być już tak atrakcyjny, życie przestaje wydawać się idealne. J mięknie, zakochuje się i śpiewa bollywoodzką piosenkę. 
Film jest kolorowy, lekki, nieskomplikowany, ale nie głupi. Historia nie jest niczym nowym, pełno jest przecież filmów z gatunku on zakochuje się w niej ona w nim. Jednak ten film ma w sobie coś wyjątkowego, jakąś magię (może to dzięki piosenkom) a może dzięki Imranowi... Coś co przynajmniej mnie utrzymało przy ekranie monitora do samego końca, tym razem nie poszłam zrobić herbaty, nie wyszłam z psem na szybki spacer. Jest to film raczej dla "starych wyjadaczy", pełno tam odwołań do superprodukcji takich jak "Kal Ho Na Ho", "DDLJ", czy "KKHH". Ukazuje to zdystansowanie twórców do swojej pracy. I nie tylko. 

Wracając jeszcze do Imrana, jest to mój drugi film z jego udziałem i muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się to co prezentuje na ekranie. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do filmów niekoniecznie będących komediami.
Podsumowując, film do obejrzenia z przyjaciółką (najlepiej fanką), moja ocena to 7\10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz