niedziela, 1 września 2013

Znów płakałam, wczoraj znów płakałam...


W każdej chwili, tu, na ziemi, żyj pełnią życia, czasu, który masz, jutro może zabraknąć...

Pierwszy raz zetknęłam się z Kal Ho Naa Ho w roku 2008, kiedy to mama przyniosła do domu film zakupiony razem z gazetą "Pani Domu". Rozerwałam pudełko i pełna zachwytu włożyłam płytę do odtwarzacza. To były początki mojej fascynacji SRK oraz Indiami. Od tamtej pory widziałam film chyba z 5 razy. 
Wczoraj postanowiłam na nowo przeżyć tę historię, przekonana, że już na pewno się nie wzruszę - w końcu znam ten film niemalże na pamięć. Jakże się myliłam! 
Historia Amana i Nainy nieodmiennie robi na mnie piorunujące wrażenie. Kal Ho Naa Ho jest typowym wyciskaczem łez, dramatem trzech serc. W tym filmie jest wszystko; miłość, przyjaźń, nienawiść i śmierć. 
Myślałam, że ciężko będzie mi przebrnąć przez te sceny dodatkowe, lecz nawet Pani Lato nie denerwowała mnie tak jak dotychczas. Sweetu i jej głodna drugiego ciała siostra, "Prywatne i poufne", wszystko to składało się w jedną całość. Nieodłączny element historii. 
Sama postać Amana... Scena w której pojawia się na dworcu (lub lotnisku), a wiatr rozwiewa mu włosy, jest dla mnie kultowa! Padający śnieg, modlitwa w sąsiednim domu, jego cudownie miękki niebieski sweter... A potem taniec na podwórzu i pierwsze spojrzenie na Naine wyglądającą przez okno... "Okularnica"... 
Trzymałam się dzielnie do momentu, kiedy to Naina - ubrana w czerwoną sukienkę - nie zjawiła się u Amana, chcąc wyjawić mu swoje uczucia. (Oczywiście nie zapominajmy o biednym Rohicie, który to został tej możliwości pozbawiony). Późniejsze sceny w zasadzie widziałam jak przez mgłę... Nie mam pojęcia co jest takiego w tym filmie, że potrafi on wywołać we mnie takie emocje. Może to przez grę aktorską ShahRukh Khana...a może przez te melodię... Wzruszenie towarzyszyło mi już do końca, a kumulacja nastąpiła w scenie, kiedy to Aman biegnąc za Nainą wyznaje jej miłość z pamiętnika Rohita, strony pamiętnika stają się puste... I wszyscy wiemy, co dzieje się później. 

Jest to dla mnie wyjątkowy film, nie tylko dlatego, że był jednym z pierwszych obejrzanych. Bawi mnie, wzrusza i pozwala zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Przez te trzy godziny człowiek jest w innym świecie, w świecie Amana, gdzie remontuje restauracje, jest świadkiem kłótni teściowej z synową, ale przede wszystkim widzi rodzące się uczucia trojga ludzi.

1 komentarz:

  1. Ooj tak, Kal Ho Na Ho chyba nigdy nie przestanie wzruszać..również i w moim przypadku tak jest, za każdym razem. Też jest jednym z początkowych obejrzanych przeze mnie filmów Bollywood, dokładni drugi;)
    Ta scena z czytaniem pamiętnika Rohita...Niezapomniana!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń