niedziela, 20 marca 2011

Słodkie dzieciństwo

W każdym obejrzanym przeze mnie filmie Bollywood jeżeli występują dzieci to są radosne, uśmiechnięte- bez większych trosk. Wystarczy przywołać obraz młodego Rohana z " Czasem słońce, czasem deszcz" czy też dwójkę rodzeństwa z "TaraRumPum" Przeważnie jest kolorowo i bezpiecznie... A jak to wygląda w rzeczywistości, czy każde indyjskie dziecko budzi się rano z uśmiechem na twarzy i beztrosko się bawi? Otóż jak to bywa często film ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem. Jedna z ośmiu podstawowych zasad indyjskiej konstytucji mówi: " mniejszości, szczepy, podupadłe społeczności i zubożałe klasy powinny mieć zagwarantowane odpowiednie warunki do życia".
Biorąc pod uwagę, że około 70% społeczeństwa Indii mieszka w rejonach wiejskich, trudno wyobrazić sobie wypełnienie tych postanowień.
Za młodzi na ślub - precz z tradycją. Dziecięce śluby w Indiach są prawnie zakazane. Pomimo tego ponad połowa indyjskich kobiet wydawana jest za mąż przed ukończeniem 15 roku życia. Indyjskie prawo dopuszcza związki małżeńskie w wieku lat 18 ( kobiety) i 21 (mężczyźni). Zdarza się, że rodziny podpisują kontrakty małżeńskie swoich dzieci kiedy te są jeszcze niemowlętami. Nie jest niczym nadzwyczajnym ślub dzieci w wieku 10 lat i starszych. Tak szybkie wkroczenie w życie małżeńskie odbiera dzieciom szanse na normalne dorastanie. Dziewczynki, które obejmują obowiązki żony w tak młodym wieku, nie są w stanie rozwijać się normalnie. Są pozbawione beztroski dzieciństwa i wieku nastoletniego. Poza tym przezywają one traumatyczne chwile z uwagi na brak świadomości. Skazuje je na analfabetyzm, finansową zależność i nieudolność.

" Nawet tak młoda żona spełniać musi wszystkie obowiązki małżeńskie, ze współżyciem włącznie. Relacje seksualne między nastolatkami zaczynają się bardzo wcześnie. Tylko 43 procent z nich stosuje jakąkolwiek antykoncepcje. Grupa osób w wieku 10-25 stanowią najliczniejszą zarażona HIV/AIDS. Wynika to zarówno z braku świadomości, jak i kryzysu zdrowotnego na terenie Indii.
Organizacje z całego świata próbują przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się HIV/AIDS w Indiach. Jest to niezwykle trudne zadanie. Zmuszanie dzieci do pobierania się i szybkiego wkraczania w dorosłe życie małżeńskie nie tylko nie pomaga temu, ale także okalecza psychiki dzieci. Odbiera się im dzieciństwo i prawo wyboru " .

Subash Mohapatra pracował niegdyś dla najbardziej opiniotwórczych gazet w Indiach. W 1995 założył organizację FFDA (Forum for Fact-Finding Documentation and Advocacy). Nadal jest jednym z jej dyrektorów. Dlaczego zdecydował się na przeniesienie z komfortowego biura w New Delhi do pełnych wyrzutków społeczeństwa slumsów i walkę o prawa człowieka?

"Stało się to pewnego ranka, gdy w szpitalu dochodził do zdrowia po przebytej malarii. Zobaczył leżącą na noszach martwą 12-letnią dziewczynkę a obok niej mniejsze dziecko. Gdy zapytał na co umarło to rodzeństwo, usłyszał, że “to nie rodzeństwo tylko matka z dzieckiem. Obie zmarły w trakcie porodu”

Pomimo tego, że zabronione prawnie od 1929 roku, takie małżeństwa nadal są zawierane, pod patronatem tradycji, głównie w najbiedniejszych rodzinach. Najokrutniejszy rodzaj dyskryminacji odbywa się kosztem społeczności Dalit, znanych lepiej jako „nietykalni”. Pracują przy garbowaniu skór, czyszczą butelki, są ulicznymi sprzedawcami; sprzątają odchody zwierząt z ulic; są zazwyczaj rolnikami bez ziemi i domu. W niektórych wioskach zabronione jest by cień „nietykalnego” padł na drogę Brahmana (należącego do najwyższej kasty). Z tych samych powodów „nietykalnie” muszą wycierać ziemię po której przeszli. Dla nich Indie są stałym, choć niewidzialnym więzieniem. Adivasi, stanowiący około 8% populacji, skoncentrowani w swoich grupach, w których styl życia, metody leczenia i ceremonie religijne praktycznie się nie zmieniły w ciągu ostatnich 2000 lat. Społeczna i kulturowa izolacja pozostawia ich na obrzeżach społeczeństwa. Władzę indyjskie prywatyzują ich lasy i rzeki, wypędzają z wiosek, zazwyczaj nie oferując żadnego zadośćuczynienia w imię rozwoju. Postępująca globalizacja raczej jeszcze bardziej ich wypchnie na margines.
Wszystko to prowadzi do braku dzieciństwa, bezpieczeństwa i miłości. Praca dzieci w Indiach jest ogromnym problemem. Dzieci właśnie z najuboższych rodzin są zmuszane do zarabiania...
Georginę Briers można było określić tylko jednym słowem - zakupoholiczka. 21-latka wydała tysiące funtów na torebki. Kiedy nie miała ich już gdzie umieścić, ulokowała 8 pudeł wypełnionych torbami w domu swojej macochy. Co tydzień, tuż po wypłacie, wydawała wszystko podczas zakupowego szaleństwa. Spodnie z Topshop. Buty od Jimmy'ego Choo. Cena i marka nie grały roli, Georgina musiała mieć wszystko to, co najmodniejsze. Dlatego gdy tylko usłyszała, że telewizja poszukuje ludzi oszalałych na punkcie mody, nie mogła się powstrzymać i wysłała podanie. Nie posiadała się z radości gdy okazało się że jest jedną z siedmiu szczęśliwców wybranych spośród 2000 kandydatów. Producenci powiedzieli uczestnikom, że będą podróżować dookoła świata i uczyć się o modzie. Georgina która mieszka w Burton w Staffordshire, marzyła o sklepach Nowego Jorku i wybiegach Milanu. Zamiast tego wysłano ją do Indii, gdzie BBC3 kręciło dokument "Krew, po i T-shirty". Tam rozpoczęła życie u wyzyskiwaczy i dowiedziała się, jak naprawdę zrobiono zakupione przez nią ubrania.

" Byłam taka nieświadoma. Kiedy producenci zapytali mnie gdzie jak sądzę robi się ubrania, odpowiedziałam "gdzieś w Anglii, na jakiejś wielkiej maszynie". Nie miałam o niczym pojęcia. Myślałam, że ludzie już nie szyją ubrań ręcznie. Najpierw Georgina zamieszkała z indyjską rodziną, podjęła też pracę. "Musieliśmy się budzić o jednej godzinie - 5 rano - zrobić śniadanie, posprzątać dom, potem iść na cały dzień do pracy do fabryki. To wszystko było takie.. pierwotne. 15-osobowa rodzina mieszkała w domu z dwoma sypialniami. Mężczyźni i kobiety spały osobno, więc było tłoczno. W fabryce było w porządku. Była toaleta i stołówka, pracowaliśmy od 8 rano do 17. Jednak później przeniesiono nas do innej fabryki, gdzie musieliśmy żyć tak jak inni pracownicy. Spaliśmy pod maszynami, szczury i muchy były dosłownie wszędzie. Na zewnątrz był wielki, otwarty kanał ściekowy, pełen odchodów, zwierząt, śmieci. Smród był okropny, z tego wszystkiego nawet zwymiotowałam. Pracowaliśmy ile tylko się dało, raz zdarzyło się, że zmiana trwała od 8 rano do 21.. A za 2 dni pracy dostaliśmy około 40p. Praca była wyczerpująca. Niewiele nam się udawało. Wszystkie rzeczy od nas zostały odrzucone. Jakość musi być bez zarzutu. "

Georginę i jej grupę zabrano do przytułka w ogromnych slumsach. Wysłano ich tam, by poszukali wśród dzieci pracowników i zabrali je do obozu. W wielu przypadkach to rodzice sprzedali swoje dzieci, a te nie mają już dokąd iść.


"Na ten widok łamało się serce", mówi Georgina.
"Jeden mały chłopiec siedział tam i opowiadał mi, jak jego dawny szef karał go rozbierając do naga i polewając gorącą, posłodzoną wodą. Później przywiązywał go do drzewa by sprawdzić czy pogryzą go mrówki. Każdy z nich miał taką historię. To tylko małe dzieci, a szyją nam ubrania".

Może by warto było się nad tym zastanowić zanim rzucimy się na kolejną wyprzedaż w domach handlowych?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz