niedziela, 27 marca 2011

Dil Di Dil Vich Vaasdi :)

Tujhe Mein Rab Dikhta Hai, Yaara Mein Kya Karu.. :D

" Jesteś uderzeniem mojego serca i niczego więcej nie wiem.
Poza tym że widzę w Tobie boga, nie wiem co mam robić...
Chylę przed Tobą czoła"





PS: Dni Indyjsko- Tybetańskie 2-3 kwietnia Poznań ! :) Będę TAM! :)

czwartek, 24 marca 2011

środa, 23 marca 2011

Filmowo x 2


W sobotę korzystając z chwili słodkiego lenistwa, postanowiłam nadrobić braki w oglądaniu filmów. Sięgnęłam po dwa tytuły " Hum- Tum" w polskim tłumaczeniu " Zakochani" oraz " Outsourced" i tu co do tłumaczenia mam pewne obiekcję gdyż spotkałam się z różnym " Zaginiony w Indiach" bądź też " Źródło szczęścia". Przyjmijmy jednak że jest to " Zaginiony w Indiach" Film opowiada historię amerykanina, który kompletnie nie przygotowany zmuszony jest z tyknąć się z Indiami.
" Todd Anderson jest jednym z pracowników dużego centrum handlowego w Seattle. Pewnego dnia jego szef postanawia przenieść go setki kilometrów od domu - do biura w Indiach. Kiedy Todd przybywa do miejsca, w którym od teraz będzie musiał nie tylko pracować, ale też mieszkać i żyć, jest zagubiony, przytłoczony nową kulturą. Na szczęście w Bombaju spotyka piękną dziewczynę, która uświadamia mu, że, aby poradzić sobie z niecodzienną dla niego sytuacją, musi nauczyć się wielu rzeczy, nie tylko o samych Indiach, ich mieszkańcach i kulturze, ale przede wszystkim o samym sobie".
W filmie bardzo dobrze pokazane zostały kontrasty kraju tygrysów. Jego odmienność widoczną praktycznie na każdym kroku. Historia została opowiedziana w lekki i zabawny sposób, uśmiałam się kiedy Todd z przerażeniem na twarzy bieg do pociągu lub gdy nie wiedząc czym może skończyć się to dla Europejczyka wypił gola :D Oczywiście nie chcąc reszty co wprawiło w zachwyt ulicznego sprzedawce. No i te czyste miasta... :) Polecam film każdemu, kto ma ochotę na dobrą rozrywkę. Choć osoba nie znająca choć trochę zwyczajów panujących w Indiach może się czuć jak " Tuud" :)

"Rhea (Rani Mukherjee) i Karan (Saif Ali Khan) spotykają się przypadkowo w samolocie lecącym do Nowego Jorku. Są oni swoimi przeciwieństwami, dlatego cały czas dochodzi między nimi do kłótni. Kiedy nagle Karan całuje Rheę, dziewczyna jest oburzona. W Nowym Jorku ich drogi się rozchodzą - pozornie na zawsze.
W ciągu następnych 9 lat spotykają się wielokrotnie - zazwyczaj przypadkowo, m.in. na ślubie Rhei. Jak zakończy się ich historia? Czy przypadkowe spotkania do czegoś doprowadzą?".

Przy drugim filmie nie było już tak kolorowo...tzn. może i kolorowo owszem lecz... " Hum- Tum" jak dla mnie to wielki niewypał.
Trochę jest jak wydmuszka, ładna otoczka ale tak naprawdę żadna zawartość. Jak dla mnie pierwszej połowy filmu mogłoby w ogóle nie być bo tak się ciągnęła niemiłosiernie...zgroza. Dobrym przerywnikiem były kreskówkowe postacie, śmiem twierdzić że one wypadły najlepiej. Z całych sił starałam się polubić ten film i szukać pozytywów ale kiedy już jakiś znalazłam ( piosenka ze zmianą ról i plażą) to zaraz bombardował mnie schemat i tandeta. Uwielbiam Bollywood ale to co zobaczyłam w tym filmie woła o pomstę do nieba. Historia nie powaliła mnie wcale i była po prostu nudna. Może poza momentem z mieszkaniem, małżeństwem i psem Tommym bo on akurat był zabawny. Ale poza tymi dwoma wyjątkami...cóż strasznie się dłużył i nawet przystojny Saif na niewiele się przydał. Zapchaj dziura czasowa tyle...


niedziela, 20 marca 2011

Słodkie dzieciństwo

W każdym obejrzanym przeze mnie filmie Bollywood jeżeli występują dzieci to są radosne, uśmiechnięte- bez większych trosk. Wystarczy przywołać obraz młodego Rohana z " Czasem słońce, czasem deszcz" czy też dwójkę rodzeństwa z "TaraRumPum" Przeważnie jest kolorowo i bezpiecznie... A jak to wygląda w rzeczywistości, czy każde indyjskie dziecko budzi się rano z uśmiechem na twarzy i beztrosko się bawi? Otóż jak to bywa często film ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem. Jedna z ośmiu podstawowych zasad indyjskiej konstytucji mówi: " mniejszości, szczepy, podupadłe społeczności i zubożałe klasy powinny mieć zagwarantowane odpowiednie warunki do życia".
Biorąc pod uwagę, że około 70% społeczeństwa Indii mieszka w rejonach wiejskich, trudno wyobrazić sobie wypełnienie tych postanowień.
Za młodzi na ślub - precz z tradycją. Dziecięce śluby w Indiach są prawnie zakazane. Pomimo tego ponad połowa indyjskich kobiet wydawana jest za mąż przed ukończeniem 15 roku życia. Indyjskie prawo dopuszcza związki małżeńskie w wieku lat 18 ( kobiety) i 21 (mężczyźni). Zdarza się, że rodziny podpisują kontrakty małżeńskie swoich dzieci kiedy te są jeszcze niemowlętami. Nie jest niczym nadzwyczajnym ślub dzieci w wieku 10 lat i starszych. Tak szybkie wkroczenie w życie małżeńskie odbiera dzieciom szanse na normalne dorastanie. Dziewczynki, które obejmują obowiązki żony w tak młodym wieku, nie są w stanie rozwijać się normalnie. Są pozbawione beztroski dzieciństwa i wieku nastoletniego. Poza tym przezywają one traumatyczne chwile z uwagi na brak świadomości. Skazuje je na analfabetyzm, finansową zależność i nieudolność.

" Nawet tak młoda żona spełniać musi wszystkie obowiązki małżeńskie, ze współżyciem włącznie. Relacje seksualne między nastolatkami zaczynają się bardzo wcześnie. Tylko 43 procent z nich stosuje jakąkolwiek antykoncepcje. Grupa osób w wieku 10-25 stanowią najliczniejszą zarażona HIV/AIDS. Wynika to zarówno z braku świadomości, jak i kryzysu zdrowotnego na terenie Indii.
Organizacje z całego świata próbują przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się HIV/AIDS w Indiach. Jest to niezwykle trudne zadanie. Zmuszanie dzieci do pobierania się i szybkiego wkraczania w dorosłe życie małżeńskie nie tylko nie pomaga temu, ale także okalecza psychiki dzieci. Odbiera się im dzieciństwo i prawo wyboru " .

Subash Mohapatra pracował niegdyś dla najbardziej opiniotwórczych gazet w Indiach. W 1995 założył organizację FFDA (Forum for Fact-Finding Documentation and Advocacy). Nadal jest jednym z jej dyrektorów. Dlaczego zdecydował się na przeniesienie z komfortowego biura w New Delhi do pełnych wyrzutków społeczeństwa slumsów i walkę o prawa człowieka?

"Stało się to pewnego ranka, gdy w szpitalu dochodził do zdrowia po przebytej malarii. Zobaczył leżącą na noszach martwą 12-letnią dziewczynkę a obok niej mniejsze dziecko. Gdy zapytał na co umarło to rodzeństwo, usłyszał, że “to nie rodzeństwo tylko matka z dzieckiem. Obie zmarły w trakcie porodu”

Pomimo tego, że zabronione prawnie od 1929 roku, takie małżeństwa nadal są zawierane, pod patronatem tradycji, głównie w najbiedniejszych rodzinach. Najokrutniejszy rodzaj dyskryminacji odbywa się kosztem społeczności Dalit, znanych lepiej jako „nietykalni”. Pracują przy garbowaniu skór, czyszczą butelki, są ulicznymi sprzedawcami; sprzątają odchody zwierząt z ulic; są zazwyczaj rolnikami bez ziemi i domu. W niektórych wioskach zabronione jest by cień „nietykalnego” padł na drogę Brahmana (należącego do najwyższej kasty). Z tych samych powodów „nietykalnie” muszą wycierać ziemię po której przeszli. Dla nich Indie są stałym, choć niewidzialnym więzieniem. Adivasi, stanowiący około 8% populacji, skoncentrowani w swoich grupach, w których styl życia, metody leczenia i ceremonie religijne praktycznie się nie zmieniły w ciągu ostatnich 2000 lat. Społeczna i kulturowa izolacja pozostawia ich na obrzeżach społeczeństwa. Władzę indyjskie prywatyzują ich lasy i rzeki, wypędzają z wiosek, zazwyczaj nie oferując żadnego zadośćuczynienia w imię rozwoju. Postępująca globalizacja raczej jeszcze bardziej ich wypchnie na margines.
Wszystko to prowadzi do braku dzieciństwa, bezpieczeństwa i miłości. Praca dzieci w Indiach jest ogromnym problemem. Dzieci właśnie z najuboższych rodzin są zmuszane do zarabiania...
Georginę Briers można było określić tylko jednym słowem - zakupoholiczka. 21-latka wydała tysiące funtów na torebki. Kiedy nie miała ich już gdzie umieścić, ulokowała 8 pudeł wypełnionych torbami w domu swojej macochy. Co tydzień, tuż po wypłacie, wydawała wszystko podczas zakupowego szaleństwa. Spodnie z Topshop. Buty od Jimmy'ego Choo. Cena i marka nie grały roli, Georgina musiała mieć wszystko to, co najmodniejsze. Dlatego gdy tylko usłyszała, że telewizja poszukuje ludzi oszalałych na punkcie mody, nie mogła się powstrzymać i wysłała podanie. Nie posiadała się z radości gdy okazało się że jest jedną z siedmiu szczęśliwców wybranych spośród 2000 kandydatów. Producenci powiedzieli uczestnikom, że będą podróżować dookoła świata i uczyć się o modzie. Georgina która mieszka w Burton w Staffordshire, marzyła o sklepach Nowego Jorku i wybiegach Milanu. Zamiast tego wysłano ją do Indii, gdzie BBC3 kręciło dokument "Krew, po i T-shirty". Tam rozpoczęła życie u wyzyskiwaczy i dowiedziała się, jak naprawdę zrobiono zakupione przez nią ubrania.

" Byłam taka nieświadoma. Kiedy producenci zapytali mnie gdzie jak sądzę robi się ubrania, odpowiedziałam "gdzieś w Anglii, na jakiejś wielkiej maszynie". Nie miałam o niczym pojęcia. Myślałam, że ludzie już nie szyją ubrań ręcznie. Najpierw Georgina zamieszkała z indyjską rodziną, podjęła też pracę. "Musieliśmy się budzić o jednej godzinie - 5 rano - zrobić śniadanie, posprzątać dom, potem iść na cały dzień do pracy do fabryki. To wszystko było takie.. pierwotne. 15-osobowa rodzina mieszkała w domu z dwoma sypialniami. Mężczyźni i kobiety spały osobno, więc było tłoczno. W fabryce było w porządku. Była toaleta i stołówka, pracowaliśmy od 8 rano do 17. Jednak później przeniesiono nas do innej fabryki, gdzie musieliśmy żyć tak jak inni pracownicy. Spaliśmy pod maszynami, szczury i muchy były dosłownie wszędzie. Na zewnątrz był wielki, otwarty kanał ściekowy, pełen odchodów, zwierząt, śmieci. Smród był okropny, z tego wszystkiego nawet zwymiotowałam. Pracowaliśmy ile tylko się dało, raz zdarzyło się, że zmiana trwała od 8 rano do 21.. A za 2 dni pracy dostaliśmy około 40p. Praca była wyczerpująca. Niewiele nam się udawało. Wszystkie rzeczy od nas zostały odrzucone. Jakość musi być bez zarzutu. "

Georginę i jej grupę zabrano do przytułka w ogromnych slumsach. Wysłano ich tam, by poszukali wśród dzieci pracowników i zabrali je do obozu. W wielu przypadkach to rodzice sprzedali swoje dzieci, a te nie mają już dokąd iść.


"Na ten widok łamało się serce", mówi Georgina.
"Jeden mały chłopiec siedział tam i opowiadał mi, jak jego dawny szef karał go rozbierając do naga i polewając gorącą, posłodzoną wodą. Później przywiązywał go do drzewa by sprawdzić czy pogryzą go mrówki. Każdy z nich miał taką historię. To tylko małe dzieci, a szyją nam ubrania".

Może by warto było się nad tym zastanowić zanim rzucimy się na kolejną wyprzedaż w domach handlowych?




sobota, 5 marca 2011

Roztańczone Indie - garba

Dziś o indyjskiej formie tańca jaką jest garba. Powstała w regionie Gudżarati, przypomina trochę zachodnie tańce ludowe. Nazwa garba pochodzi od sanskryckiego terminu garbha co w dosłownym tłumaczeniu oznacza " łonie" lub " łono". Taniec tradycyjny wykonuję się wokół zapalonej lampy- garba deep.Ta lampa oznacza życie, symbolizuje płód w łonie matki. Podczas trwania święta Navaratri czyli nocy. Jest to początek wiosny, każda lampa lub wizerunek bogini Durgi umieszczone są w centrum pieśni jako obiekt czci. Ludzie tańczą a każdy ich ruch kończy się klaskaniem- nie tylko w dłonie nie wiem jednak jak nazywa się przyrząd którego się w tym celu używa. Zarówno mężczyźni jak i kobiety zazwyczaj noszą kolorowe stroje podczas tańca. Kobiety zakładają choli ghaghra. Strój z bawełny z koralikami, haftami i wszystkim innym co kolorowe i błyszczące. Mężczyźni noszą kafni- mnie to przypomina długą piżamę ;D Istnieje ogromne zainteresowanie garbą w Indiach, Wielkiej Brytanii gdzie otwierane są specjalne szkoły ale również w Stanach Zjednoczonych. Nie jest powiedziane, że każda garba musi wyglądać tak samo. Wszystko zależy od społeczności. Jak różni są ludzie tak też różnić się będą tańce. Pomysł na cykl o tańcach przyszedł mi do głowy dziś w trakcie " Dumy i uprzedzenia" ;) Może jak niektórym wiadomo tam właśnie tańczone garbę. Coś wspaniałego, synchronizacja i wdzięk ;)